Muszę przyznać, że „Infiltration„, gra autorstwa znanego projektanta Donalda X. Vaccarino, a wydana przez Fantasy Flight Games pojawiła się po prostu pewnego wieczoru na stole jak nie przymierzając diabeł z pudełka. Bez obaw jednak, diabła nie było, znaleźliśmy za to w środku 114 kart, 149 znaczników, 6 plastikowych podstawek na portrety bohaterów oraz miarkę trasy ochrony i instrukcję. Gra ukazała się na razie w języku angielskim i w taką jej wersję mieliśmy przyjemność zagrać.
Donald X. Vaccarino wśród miłośników gier planszowych jest znany z hitów „Dominion” czy „Kingdom Builder„. Wydawnictwo Fantasy Flight Games to też sprawdzona marka. Ich gry cechuje zarówno dopieszczona grafika jak i mnogość różnorodnych elementów. „Infiltration” zaskakuje jednak mniejszym niż zazwyczaj pudełkiem i tym, że jedną partię spokojnie można skończyć w czasie krótszym niż godzina. Gra oparta jest głównie na różnej wielkości kartach, a do zabawy będzie nam potrzebna płaska powierzchnia ponieważ z części kart układamy pokoje korporacyjnego budynku, który przyjdzie nam zwiedzić. W „Infiltration” grać może od 2 do 6 osób, my bawiliśmy się w pięciu i były to sympatycznie spędzone godziny.
Co oferuje „Infiltration”? Gra osadzona jest w cyberpunkowych realiach Los Angeles, a skoro cyberpunk to pewne jest, że pojawią się sieci komputerowe, korporacje, najemnicy, hakerzy, elektroniczne gadżety i sporo broni z której będzie można zrobić użytek. Oczekujcie ostrej rywalizacji!
Gracze dowiadują się na wstępie, że całą grupą zostali wynajęci przez pana White’a (nie mogłem sobie podarować aby dopisać tutaj – Walter White, kto się zorientuje wygrał dane na 40 gigabajtów) aby zakraść się do budynku korporacji i wynieść stamtąd jak najwięcej cennych danych. Bułka z masłem, chciałoby się rzec ale zapewniam, że wcale nie będzie tak różowo. Na początek wybieramy sobie jedną z dostepnych postaci. Niestety nie różnią się one niczym poza opisem i grafiką tak więc kierujemy się kryterium „podoba mi się”. Budynek korporacji powstaje z dużych kart reprezentujących pomieszczenia, które będziemy odkrywać w miarę posuwania się do przodu. Małe karty to przedmioty, akcje jakie możemy wykonać, bohaterowie niezależni czy też androidy. Jest jeszcze miarka pokazująca kiedy do akcji wkroczy ochrona i sprawi nam pranie bez wybielania, wtedy gra skończona. Przed nami emocjonujący wyścig z czasem, kolegami (wygrywa ten kto wyniesie najwięcej danych) i przeciąganiem ryzyka (iść dalej czy wracać?). Przyznaję, że sporo będzie zależeć od również od losu, szczęścia czy też fuksa… jak zwał tak zwał, przyda się!
Poruszamy się nasza postacią po pokojach korporacji odkrywając kolejne, rozbrajając zabezpieczenia, eliminując zastane korporacyjne persony i oczywiście kradnąc dane. Pomocne są nam w tym przedmioty które dostaniemy na początku gry oraz te które możemy odkryć w trakcie wycieczki. Gra nie należy do przesadnie skomplikowanych i nawet jej angielskie zasady są do ogarnięcia przez osoby mające jako takie pojęcie o języku Szekspira. Planowanie ruchów obywa się co turę za pomocą kart, które wykładamy zakryte, a potem już jazda bez trzymanki. Na koniec sprawdzamy ile zostało nam czasu zanim do akcji wkroczą siły bezpieczeństwa. I właśnie w tym jest sedno zabawy, ile jeszcze czasu nam zostało? Zdążę splądrować następne pomieszczenie? A co jeśli ja odpuszczę a zrobi to ktoś inny? Są i na takich sztuczki. Możemy zostawić wracającym pułapkę lub użyć odrzutowych wrotek aby ich wyprzedzić w drodze do wyjścia. Infiltration to tak naprawdę gra o tym kiedy należy się wycofać. Przydatne dla tych którzy pracują na własny rachunek i ZUS siedzi im na karku.
„Infiltration” oferuje jeszcze wersję zaawansowaną, o której mogę napisać tylko na podstawie instrukcji, nie graliśmy. Tam nasi podopieczni dostają zestawy przedmiotów w zależności od wybranej postaci, a do tego możemy dokonać wymiany jednej z kart akcji.
Infiltration w dużym stopniu opiera się na losowości co moze zniechęcić jednych, a drugim wcale nie bedzie przeszkadzało. Zaliczam się do tej drugiej grupy. Chyba lubię być zaskakiwany. Część naszych działań zaplanujemy, część będzie zależała od losu, a jak wiadomo kto nie ma szczęścia w kartach ten ma szczęście na nartach. Doskonale pamiętam sytuację kiedy to splądrowałem raptem cztery pokoje gromadząc odrobinę danych i postanowiłem się wycofać. Gracze radośnie poszli dalej a ja zostawiłem im prezenty w formie „giftów”, które skutecznie spowolniły drogę do wyjścia. Tą metodą zostałem na końcu sam poza budynkiem. To własnie podoba mi się w „Infiltration”. Trzeba się zastanowić czy warto próbować do końca czy też koniec zastanie nas w środku.
Przyszła pora na podsumowanie. Za rozsądną cenę dostajemy grę w języku angielskim, którą można rozegrać w godzinę. Starannie wykonaną, z ładną oprawą graficzną i wymagającą rywalizacji. Interakcja stoi na wysokim poziomie natomiast spora losowość może zniechęcać ale emocje jakie w związku z tym oferuje kuszą. Wybór jak zawsze należy do graczy. Ja chętnie znów zanurzę się w korporacyjne pomieszczenia zwłaszcza jak czas goni, a gracze wiedzą, że to tylko gra.
Liczba graczy: 2 – 6 osób
Wiek: od 14 lat
Czas gry: da się zmieścić w godzinie
Deser